wtorek, 3 grudnia 2019

On czy ona? To dynamiczne.

Hejka :)
Byłam ostatnio w Anglii gdzie spotkałam się z osobą genderfluid! Powiem szczerze, że spotkanie bardzo ciekawe, tylko dość krótkie, ponieważ Joke śpieszyła się na wywiad. Z racji na to, że został on udostępniony na pewnej stronie to pozwolę sobie wkleić go tutaj. Padają w nim niemal wszystkie pytania jakie ja zadałam Joke. Uważam, że redaktor strony "miłość po 30." zrobił kawał dobrej roboty, więc łapcie!

Redaktor: Moje pierwsze pytanie – czy możesz wytłumaczyć, co oznacza słowo „genderfluid”?
Joke: Mogę to wyjaśnić tylko ze swojego punktu widzenia. Myślę, że nie pasuję ani do typowej roli żeńskiej, ani męskiej – jestem gdzieś pośrodku. Identyfikuję się również jako kobieta, ale już mnie nie obchodzi, jeśli ludzie przypisują mi niewłaściwą płeć. Przed operacją piersi miałam z tym problem, ale po… nie obchodzi mnie to. OK, mam to gdzieś, pieprzyć to. Nie obchodzi mnie.
R: Czy mogę spytać o Twoją operację, czy to OK?
J: Chciałam całkowicie usunąć piersi. Nie robiłam tego przez zespół zajmujący się zmianą płci ani „oficjalne kanały”, ponieważ miałam problemy z plecami, szyją i ramionami. Mam za sobą fizjoterapię, ale wybrałam się do lekarza, bo nic nie pomagało. I nagle lekarka zasugerowała operację zmniejszenia piersi. Odpowiedziałam, że jeśli to możliwe, bardzo chciałabym to zrobić. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym usunąć piersi bez wskazań medycznych. Wysłano mnie do szpitala, ustaliłam datę i spotkałam się z chirurżką. Powiedziała, że może usunąć większość, ale nie wszystko, ponieważ nie chciała tego zrobić. Ale byłam tak zachwycona, że ktoś chce to dla mnie zrobić, więc odparłam, proszę, proszę, niech pani to zrobi! Wysłała list do mojej ubezpieczalni, otrzymała ich aprobatę i ustaliliśmy datę operacji. Później – teraz, ponad rok później, myślę – cholera, może powinnam zaczekać dłużej i znaleźć chirurga, który wykonałby operację tak, jak chciałam. Utyłam, oczywiście, a podczas operacji nie wszystko zostało usunięte, więc ciągle noszę biustonosz – nie, żeby był mi niezbędny, tylko celem „spłaszczenia”. Po operacji utyłam o dziesięć kilo, podrosły mi również piersi, nienawidzę tego. Więc chcę zostać zoperowana drugi raz i usunąć całość.
R: Czyli taki jest Twój wybór?
J: Taki jest mój wybór. Tym razem ubezpieczalnia nie wyraziła zgody [na pokrycie kosztów]. Obawiałam się tego, ponieważ w zeszłym roku również nie otrzymałam zgody. Planuję więc wybrać się za granicę, zabieg będzie o wiele tańszy, niż w Holandii. Nawet w Niemczech jest już taniej. Od mojej operacji – od kiedy nie mam już piersi, lub mam ich część – nie mam już problemów. Tylko w publicznych toaletach mam problemy, ludzie zawsze błędnie osądzają moją płeć, spoglądają na mnie dziwnie i zawsze sugerują, że nie mam prawa używać tej toalety…
R: Czy chodzi o damską, czy męską?
J: Damską. Więc zawsze odpowiadam: ciągle mam prawo tu być. *śmiech* Tak było nawet przed operacją. Ale teraz nadal uważam, że mam prawo tam być, nie uważam [że to mój problem] kiedy ludzie myślą, że weszli do niewłaściwej toalety, czy coś. Nie sprawia mi to kłopotów. To był dla mnie moment, kiedy zaczęłam się nazywać „genderfluid”, bo to jest tak… oscylujesz płynnie pomiędzy płciami  i podoba mi się to. W sytuacjach towarzyskich jestem traktowana jako kobieta, ale to, czy ludzie używają słowa „ona” czy „on” nie sprawia mi różnicy.
R: Więc jeśli chodzi o zaimki, „on” lub „ona”, czy któryś preferujesz?
J: W życiu codziennym, „ona”. Mam również związki S/M [sadomasochistyczne przygody seksualne- przyp. Janka] w innymi osobami i wtedy określają mnie „daddy boy” lub „boy”. Dynamicznie. I wtedy pojawia się zaimek „on”.
R: Czyli to zależy od fazy Twojego życia?
J: Dokładnie.
R: Czy Twoja rodzina jakoś zareagowała, czy też nie wiedzą?
J: Nie wiedzą. Wiedzą oczywiście, że miałam operację, ale nie pytają, a ja nie mówię.
R: Domyślam się, że Twoja żona w pełni Cię wspierała.
J: Tak, tak, oczywiście! *śmiech* Gdyby nie to, miałabym wielkie trudności z tą decyzją! Naprawdę wspiera mnie w wielu rzeczach. Tak, jest fantastyczna!
R: Czy jesteś teraz szczęśliwa w swoim ciele?
J: Cóż, z uwagi na tycie nie jestem do końca szczęśliwa. Ale chcę też zrobić drugą operację, kompletnie usunąć piersi.
R: A czy spotkałaś mężczyzn genderfluid, a jeśli tak, czy czujesz rodzaj wspólnoty? Wiesz, co mam na myśli *śmiech* w sensie chromosomów.
J: *śmiech* Nie wiem! Bo myślę, że mnóstwo ludzi – jak sam powiedziałeś, „jesteś Joke” – każdy jest wyjątkowy w swoim postrzeganiu płci, nawet, jeśli niektórzy tak nie myślą, ale każdy patrzy na siebie we własny, wyjątkowy sposób.
R: To chyba wszystko… dziękuję bardzo!

Powiem szczerze, że Joke to naprawdę przesympatyczna osoba i przy tym bardzo otwarta. To spotkanie i rozmowa z nią było mega ciekawym doświadczeniem! :>






fragment wywiadu i pierwsze zdjęcie pochodzą ze strony: https://www.miloscpo30.net/wywiad-joke-groen-osoba-genderfluid/Wykorzystano za zgodą Autora.

WIXAPOL?!

Witam wszystkich! Dziś opowiem wam o grupie młodzieży należącej do nowej subkultury REJWY. Bohaterami tego wpisu są: Krzysiek, Kinga, Paula i Kacper.  Ich Instagramy są przepełnione przefiltrowanymi zdjęciami słowiańskiego przykuca. Widzimy tam masę zdjęć z imprez WIXAPOLU, które wyglądają jak odtwarzane na żywo filmy retro z holenderskich imprez gabberowych. Rave'y posiadają unikalny język, muzykę, modę, charakterystyczne tatuaże – tribale i memowy charakter. Trolluje rzeczywistość z energią, jaką niegdyś grzmiał punk. Ponadto subkultura rave narodziła się w Europie w latach 80. i była pewnego rodzaju buntem przeciwko ówczesnym trendom w muzyce i w kulturze, pokojowym ujściem społecznych frustracji.Imprezy, zazwyczaj nielegalne, odbywały się w ulokowanych na przedmieściach magazynach i poprzemysłowych halach, wiązały się nierozerwalnie z subkulturą polskich dresiarzy, rosyjskich gopników czy brytyjskich chavs, co nie przeszkadzało bawić się na nich innym środowiskom, w tym LGBTQ. Współczesne rave’y od kilku lat rosną w siłę w całej Europie, ale mimo popularności zachowały swój niezależny charakter. Przedstawicieli grupy rave możemy zobaczyć na Stołecznym WIXAPOL działającym od 2012 roku. Wixapol to nie tylko cykl imprez, na których tempo grania osiąga nawet 180 bpm, ale także ruch światopoglądowy. Przyciąga coraz większe grono ubranych w dresy Kappa, Umbro lub Diadora i białe skarpety fanów hakkenowania, czyli wyczerpującego tańca.






poniedziałek, 2 grudnia 2019

Macierzyństwo to styl życia?

Hejka!
Dziś będzie nie opowieść, ale wywiad! Spotkałam się bowiem ostatnio z pewną dziewczyną, która od niedawna cieszy się macierzyństwem. Pogadałyśmy trochę o tym co znaczy być… bohomatką!
Pewnie niewielu z Was słyszało o tej subkulturze, więc zapraszam do lektury:

Janka: Cześć Kasiu.
Kasia: Cześć :)
J: Niedawno zostałaś mamą Antosia i jednocześnie bohomatką. Co to znaczy?
K: Bohomatki to młode mamy, które aby cieszyć się macierzyństwem, chcą zwolnić. Filozofia slow life, którą wymusza naturalny bieg wydarzeń, jest połączona z zamiłowaniem do stylistyki boho oraz stylem ubierania się nawiązującym do hipisowskich trendów z lat 70.
J: Slow life na macierzyńskim? To w ogóle możliwe? :O
K: Oczywiście. Mamy czas dla maleństwa, ale mamy też czas dla siebie. Bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko! :)
J: Co was cechuje?
K: To, co nas łączy to zamiłowanie do określonej estetyki, za którą kryje się zespół wartości. Pochwała tego, co ekologiczne, zdrowe odżywianie, zwracanie uwagi przy wyborze produktów, którymi się otaczamy, powrót do tego, co naturalne. Ratanowe fotele, plecione dywany, donice z palmami, kwiatami i pamiątki z podróży rozstawione na starych drewnianych kredensach przenoszą nas w odległe i ciepłe rejony świata.
J: To co mówisz jest bardzo ciekawe. A po czym, na pierwszy rzut oka, rozpoznamy bohomatki?
K: Znacie je z Instagrama – skąpane w blasku światła, ubrane w lekkie sukienki z haftami lub w krótkie szorty, kapelusz, skórzane sandały lub Converse’y. Na nadgarstku bransoletka, a w nosidełku dziecko, które nie przeszkadza, nie ogranicza, bo jest częścią lifestyle’u, w którym macierzyństwo jest ogromną wartością.
J: Czyli jeśli dobrze rozumiem, chodzi o to, by czerpać z macierzyństwa pełnymi garściami?
K: Dokładnie tak. Macierzyństwo to jeden z najpiękniejszych okresów w życiu kobiety. Warto zadbać aby ten czas przeżyć z radością i pokojem w sercu, bez zbędnego stresu jaki nieraz sami nakręcamy.
J: Kasiu, dziękuje Ci bardzo za tę rozmowę. Dzięki, za to, że podzieliłaś się z nami Twoim przeżywaniem macierzyństwa.

Jak widać jesteśmy świadkami powstawania globalnej kultury matek, która rządzi się swoimi prawami, ma swoje kody, przewodniczki, totemy. Prawdę mówiąc takie przeżywanie macierzyństwa podoba mi się o wiele bardziej niż obraz zaniedbanej matki-polki. Macierzyństwo które dużo daje matce, a nie tylko ją wypompowuje- to zdecydowanie brzmi super!






Uzależnieni od piękna.



Hej, cieszę się, że mogę się z wami podzielić krótką historią o moim spotkaniu z Jowitą. Jej życie toczy się od jednej do kolejnej operacji plastycznej.
Jeszcze kilka lat temu na chirurgiczną korektę urody decydowali się ludzie, którzy mieli wyraźnie zniekształcenia twarzy, czy ciała. Dzisiaj już są one powszechne i łatwo dostępne. Istotnym elementem jest też moda na operacje plastyczne wśród celebrytów, którzy chętnie opowiadają, co sobie poprawili, a tzw. zwykli ludzie, chcą być jak oni, piękni i odnoszący sukcesy. Jeśli ktoś decyduje się na jedną korektę, to sytuacja nie jest jeszcze groźna, zdarza się jednak, że chcą kolejnych operacji, bo wydaje im się, że będą atrakcyjni, zadowoleni z siebie, a ich życie zmieni się na lepsze. Oczywiście nic diametralnie się nie zmienia, bo problem leży w niskim poczuciu wartości i braku akceptacji, a nie w defektach ciała. Jak pokazują statystyki gabinetów chirurgii plastycznej, szybka poprawa wyglądu działa jak narkotyk. Moja rozmówczyni Jowita wie, że jest uzależniona od operacji plastycznych. Swoim wyglądem cieszy się dość krótko, za chwilę chce coś zmieniać i wciąż widzi, że jest niedoskonała, że coś przeszkadza jej w perfekcyjnym wyglądzie. Nie ma ani jednego zdjęcia sprzed operacji. Nie chce się porównywać. Dziś wie, że powinna iść na psychoterapię, ale dużo pracuje, nie ma czasu na "przesiadywanie na kozetce". Obiecała sobie, że już nie zrobi więcej operacji plastycznej, za dużo bólu i cierpienia ją to kosztowało. Często wchodzi na fora i zawsze dziewczynom radzi, żeby 10 razy przemyślały decyzję o chirurgicznym poprawianiu urody.


https://www.youtube.com/watch?v=VtysfigLW9A 




















Koksu, koksu, więcej koksu!


Siemanko, dzisiaj na rzutnik wzięłam grupę, która zawsze wzbudza dość dużo kontrowersji, czyli sterydziarzów.  Przeważnie te osoby mówią, że swoje imponujące muskulatury zawdzięczają ciężkim treningom i odpowiednim dietom. Ja miałam okazję poznać Rafała, który otwarcie mówi o tym, że od bardzo dawna stosuje sterydy i to dzięki nim osiągną taką sylwetkę. Obecnie ma 45 lat i waży 140 kilogramów, jednak na tym nie poprzestanie. „Chce być jeszcze większy i zrobię to przy pomocy koksu”.  Rafał jest kulturystą i nie kryje się ze swoją opinią „Jeżeli chcesz zostać profesjonalnym kulturystą, to zgadnij, co musisz zrobić. Nie masz wyboru. Musisz zacząć brać sterydy. Jestem szczęśliwy ze wszystkich decyzji, które podjąłem. Cieszę się, że zacząłem brać sterydy. To dzięki nim wygrywałem zawody, to dzięki nim jestem dzisiaj w tym miejscu”. Dodatkowa mój rozmówca podkreśla istotną rzecz „Nie ma żadnego powodu, aby brać sterydy. To oczywiste. W ten sposób tylko niszczysz swoje ciało i siebie. Mnie się udało, jestem w pełni zdrowy”.  Cała rozmowa była bardzo przyjemna, a mój rozmówca miał duży dystans do siebie, ale przyznam, że czułam się przy nim jak mała kruszynka (mała i krucha). Pozdrawiam i nie życzę wam spotkania z Rafałem w ciemnym zaułku, bo mimo to, że jest bardzo przyjazny to potrafi wzbudzić lęk samą sylwetką.